Inżynierskie eksperymenty z gotowaniem wody i nietypowe metody podgrzewania

Re: Gotowanie wody





Poprzedni Następny
Wiadomość
Spis treści
Date: Sun, 01 Oct 2000 11:53:16 +0200
From: "maskfaa (Miroslaw Moskwa)" <mm_at_nospam_tokfm.com.pl>
Subject: Re: Gotowanie wody




Marcin Stanisz wrote:

Ojciec opowiadał, że w ramach eksperymentu inżynierowie w Merze-Pnefal
(między innymi i on) grzali kiełbasę za pomocą dwóch widelców wbitych w dwa
końce pętka, podłączonych bezpośrednio do gniazdka. Walory smakowe
podgrzanej kiełbaski nie zostały spenetrowane, bo cośniecoś zżółkła... :-)

Jak juz opisujemy podgrzewanie czegokolwiek za pomoca pradu tak besposrednio
to ja wspomne pracownie elektroniczna z technikum gdzie przy pomocy gniazdka
i autotrasformatora robilismy szarlotke z jablek, hamburgery z kanapek (a raczej
cos co tylko temperatura i nieco wygladem po calej operacji przypominalo
hamburgera), jajka na twardo do kwadratu, przecier pomidorowy czy ketchup,
zapiekanki z sera zoltego... Ogolnie w ruch szlo wszystko co zdarzylo sie
sie przyniesc kolegom w ramach drugiego sniadania...
Najwiekszy problem mielismy ze skutecznym odprowadzaniem dymu, bo troche glupio
bylo tlumaczyc, ze pomimo ograniczonej widocznosci nasze badania przebiegaja
w sposob calkowicie kontrolowany :)

Z pozakulinarnych ciekawszych 'odpalow' to znajomy zfajczyl elektrolita
(to jeden z tych przyszlych 'inzynierow' o ktorych w watku: "Elektronik,
a nie wieze..."). Mial pecha, bo kondziol ten (jak i wiele innych) zamkniety
byl w szescianie z plexi ktory mial w pytke gniazdek bananowych, ale byl
nierozkrecalny. Dziesiec minut pod odkurzaczem i dalej mleko wewnatrz, a tu
zaraz kostke trzeba oddac.
Pzyszly 'inzyniur' dostal 'banke' za tlumaczenie: "przeciez kondensator
to dwie okladziny wiec co za roznica gdzie + a gdzie -."

Wracajac to tematu - czyli do gotowania wody - to na wycieczce 'u ruskich'
w Minsku robilismy cos takiego: zanabyty za pare kopiejek 4-metrowy
przewod zakonczony wtyczka sieciowa, a z drugiej rozizolowany i pobielony
zwieralismy cienkim miedzianym drucikiem i tak przygotowany zestaw wkladalismy
do szklanej butelki 0.33l wypelnionej woda, ale otwartej. Po wlozeniu wtyczki
do gniazdka z butelki zostawalo tylko denko i szyjka - reszta w drobny mak.
Experyment wywarl nawet niezle wrazenie na naszej wychowawczyni co fizyki nas
uczyla, ale ze wzgledu na chwilowy brak kamery poklatowej nie bylismy
w stanie stwierdzic czy tak gwaltowne miejscowe wrzenie wody wywoluje
goracy drut tuz przed przepaleniem, czy luk el. powstajacy wlasnie w miejscu
gdzie przed chwila jeszcze byl drut. Tak czy siak ciekawy efekt.


Pozdro
Mirek

Poprzedni Następny
Wiadomość
Spis treści
From: "Andrzej Litewka" <andx_at_nospam_poczta.onet.pl>
Subject: Re: Gotowanie wody
Date: Thu, 5 Oct 2000 21:36:25 +0200


"maskfaa (Miroslaw Moskwa)"
to ja wspomne pracownie elektroniczna z technikum gdzie przy pomocy
gniazdka...


To teraz mi się przypominają wariackie pomysły jakie często nam do głowy
przychodziły
na warsztatach szkolnych ( na pracowni też ) w technikum:

Podłączanie ołówków - kolegów ( ich grafitów ) do zasilacza, przy napięciach
rzędu 100 V fajne dymy odchodziły :-)
Witanie się z kolegą z naładowanym kondensatorem ( do napięcia sieci )
trzymanym w ukryciu w dłoni - to było naprawdę nieprzyjemne i szokujące (
oczywiście nie był to elektrolit - bo by mógł gościu nie przetrzymać, tylko
max. jakieś 1 mikro - a to już może nieprzyjemnie poszczypać.
Strzelanie z elektrolitów też było przerabiane - tylko, że wkładane do
gniazdek nie chciały strzelać bo swoją dużą pojemnością stanowiły
praktycznie zwarcie dla 50 Hz i zaraz leciały bezpieczniki.
Często też mniej kumatym kolegom robiło się groty do lutownic
transformatorowych z drutu aluminiowego :-))), lub też tzw. groty
jednorazowe z cyny :-).
Była też możliwość puszczenia na gniazdka sieciowe napięcia 24 V ~ i często
podstępnie przełączaliśmy te napięcia, a kolega się dziwił: "coś mi ta
lutownica słabo grzeje" :-).
Na pracowni mieliśmy takie duże stare zasilacze selenowe niestabilizowane,
które posiadały głony bezpiecznik taki typowy topikowy sieciowy w
porcelanowej oprawce wkręcanej na gwincie. Często wykręcało się taki
bezpiecznik, do gniazda bezpiecznikowego wkładało się kawałek kartki,
wkładało z powrotem bezpiecznik na swoje miejsce i niestety zasilacz
przestawał działać pomimo sprawnego bezpiecznika - ta metoda zaczęła być
stosowana gdy klient rozpracował wcześniejszą metodę z wyjęciem bezpiecznika
z oprawki, przy tej drugiej metodzie myślenie zajmowało mu już trochę więcej
czasu, przy pierwszych próbach tej metody w ogóle nie mógł dojść co się
stało :-)
--
TNIJCIE CYTATY, obowiązkowo


Poprzedni Następny
Wiadomość
Spis treści
From: "Marcin Stanisz" <mstanisz_at_nospam_ilf.com.pl>
Subject: Re: Gotowanie wody
Date: Fri, 6 Oct 2000 09:42:31 +0200


"Andrzej Litewka" <andx_at_nospam_poczta.onet.pl> wrote in message
news:8rim0q$a5e$30_at_nospam_news.onet.pl...
<ciach>
Była też możliwość puszczenia na gniazdka sieciowe napięcia 24 V ~ i
często
podstępnie przełączaliśmy te napięcia, a kolega się dziwił: "coś mi ta
lutownica słabo grzeje" :-).

Ja ojcu kiedyś załatwiłem chyba 3 lutownice 24V, które miały na jego
nieszczęście takie wtyczki, jak 220V. Też się dziwiłem, że kolba nie grzeje.
Jej prawo się popsuć, więc włączałem następną... Przy trzeciej ojciec już to
zauważył :-)

<ciach(o)>
stosowana gdy klient rozpracował wcześniejszą metodę z wyjęciem
bezpiecznika
z oprawki, przy tej drugiej metodzie myślenie zajmowało mu już trochę
więcej
czasu, przy pierwszych próbach tej metody w ogóle nie mógł dojść co się
stało :-)

Ten gość, o którym piszesz, to prowadzący? Ci u nas w technikum nie
grzeszyli (no, z wyjątkami) inteligencją. Była taka pani (nazwisko z litości
przemilczę) wyposażona w płaczliwy głosik. Klient się skarżył, że mu
oscyloskop nic nie pokazuje. Pani podchodziła, mówiła "Taaaak, nieeee
dziaaaaałaaaa???", następnie ujmowała w dłonie dwie losowo wybrane gałki i
kręciła nimi jednocześnie w losowo wybranym kierunku... Następnie zwoływała
konsylium, tzn. wołała drugą panią z zaplecza i liczba możliwych do
obsłużenia gałek wzrastała dwukrotnie... Mieliśmy niezły ubaw...

Pozdr

Marcin




Poprzedni Następny
Wiadomość
Spis treści
From: Ireneusz Niemczyk <i.niemczyk_at_nospam_multispedytor.com.pl>
Subject: Re: Gotowanie wody
Date: Fri, 06 Oct 2000 13:52:33 +0200


{ciach}

Ten gość, o którym piszesz, to prowadzący? Ci u nas w technikum nie
grzeszyli (no, z wyjątkami) inteligencją. Była taka pani (nazwisko z litości
przemilczę) wyposażona w płaczliwy głosik. Klient się skarżył, że mu
oscyloskop nic nie pokazuje. Pani podchodziła, mówiła "Taaaak, nieeee
dziaaaaałaaaa???", następnie ujmowała w dłonie dwie losowo wybrane gałki i
kręciła nimi jednocześnie w losowo wybranym kierunku... Następnie zwoływała
konsylium, tzn. wołała drugą panią z zaplecza i liczba możliwych do
obsłużenia gałek wzrastała dwukrotnie... Mieliśmy niezły ubaw...

Pozdr

Marcin

Doskonałe :))))

Ja pamiętam, jak na maszynach rysowaliśmy schematy różnych układów na tablicy
(wykładowcy się nie chciało...tj. pani)....i dla jaj robilismy błędy. Myślicie,
że zwracała uwage na takie drobiazgi jak trafa z zaznaczoną biegunowością
(zasilane prądem stałym), albo lekko zapętlone, zwarte układy ? ;)))
Powiem Wam więcej....bywało, że ludziska to do zeszytu.........przerysowywali!!!



--
PZD, Irek.N. (ALIAS)